środa, 3 kwietnia 2013


Zacznę od przedstawienia głównego bohatera, bo bez tego nie popchniemy fabuły do przodu nawet na milimetr. Gustav Laird, ur. 1959 r., były piłkarz szwajcarskiej ligi, ówczesny prezenter lokalnej telewizji, po trochu nałogowiec, a ogólnie - po prostu zapomniany Szwajcar.
Owa historia zaczyna się przy barze w pewnym znanym klubie w Lozannie (miasto na zachodzie Szwajcarii). Gdy ów, powiedzmy człowiek w zaawansowanym wieku, choć o młodzieżowym usposobieniu, sączył końcówkę piwa podszedł do niego wysoki mężczyzna, który zaproponował mu kolejną szklankę trunku. Po półgodzinnej rozmowie, która minęła całkiem szybko, facet, nie przedstawiając się nawet, ulotnił się. Takie rzeczy w dużym mieście zdarzają się nader często, także nie było się czym martwić. Laird, jako człowiek kochający taniec, udał się na parkiet. Może kłuć w oczy to, że nie wiesz, jak wygląda ten klub, ale nie opowiadam wyglądu świata otaczającego bohatera, bo jest to naprawdę niepotrzebne. Na parkiecie udało mu się poderwać dwudziestokilkuletnią kobietę, która była niezwykle seksowna, w krótkiej spódniczce, rajstopach oraz w topie z uwydatnionym biustem. Owa panna nie miała być inteligentna, miała ładnie wyglądać i zmysłowo tańczyć. Gustav dostał zaproszenie do jej domu, wahał się, ale jedyną rzeczą, która go hamowała, były te idiotyczne, niby straszne filmy grozy. Uległ. Wychodząc, czuł na sobie wzrok zazdrosnych uczestników imprezy, co go podnieciło i... tu urywają się wspomnienia Lairda z tego wieczoru.
Policja znalazła Gustava ubranego tylko w koszulkę, kompletnie pijanego na śmietniku. Śledczy usłyszał historię Lairda, ale ochroniarze i parę osób z klubu w Lozannie zarzekało się, że wyszedł samotnie.
Gustav został skierowany na badania i tu historia mogłaby się skończyć i każdy dopowiedziałby sobie, że Laird bł schizofrenikiem, gdyby nie fakt, że człowiekiem, który postawił mu to piwo, był ochroniarz, a kilka osób mówiło, że Gustav wyszedł z klubu z dobrze zbudowanym, wysokim mężczyzną.

0 komentarze:

Prześlij komentarz